Elektronika retro jako pasja i droga do rekordów – historia Rafała Wiśniewskiego
Rafał Wiśniewski, hobbysta-elektronik z Brodnicy, swoją pasją do elektroniki retro udowodnił, że kreatywność i wytrwałość mogą prowadzić do osiągnięcia niezwykłych celów. Bez formalnego wykształcenia w tej dziedzinie, Rafał zrealizował projekt kalkulatora, który przyniósł mu rekord Polski w 2021 roku. Jak sam mówi: „Elektronika to coś, co mam we krwi od zawsze”.
Prace nad kalkulatorem, który miał być początkowo prostym urządzeniem, rozwinęły się w ambitny projekt, nad którym Rafał spędził 5,5 roku, poświęcając 5,5 tysiąca godzin swojej pracy. Efektem jest urządzenie, które wyróżnia się retro konstrukcją – wykorzystano w nim aż 477 układów logicznych, co stoi w kontraście do współczesnych minimalistycznych rozwiązań. Jak wyjaśnia: „Zasada jest taka: im mniej układów, tym lepiej. Ale ja chciałem zrobić coś w starym stylu”.
Dziecięce marzenia, dorosłe sukcesy
Zamiłowanie do elektroniki zaczęło się u Rafała już w dzieciństwie. W wieku 12 lat skonstruował robota z funkcjami, które zadziwiły otoczenie. „Mój robot mówił, witał się, a nawet raził prądem. To był projekt z kartonów i podstawowych komponentów, ale dla mnie – coś wielkiego” – wspomina.
Pomimo talentu, Rafał nie miał łatwej drogi do realizacji swoich pasji. Czasy bez Internetu wymagały nauki na własnych błędach. „Wiele osób dostrzegało, że mam talent, ale nikt nie wspierał, bo to były inne czasy” – przyznaje, dodając, że każda porażka stawała się motorem napędowym do dalszych działań.
Koszt i wartość pasji
Projekt kalkulatora kosztował Rafała 11 tysięcy złotych na materiały, jednak czas poświęcony na jego realizację uważa za bezcenny. „Praca nad tym urządzeniem to było zwieńczenie mojej życiowej wiedzy” – mówi z dumą.
Nie brakuje też planów na przyszłość. Rafał pracuje nad kolejnym urządzeniem, które ma być dziesięć razy bardziej skomplikowane niż dotychczasowy rekordowy projekt. Jak wyznaje: „To przedsięwzięcie wymaga ogromnej precyzji i czasu. Pracuję nad tym już od czterech lat na etapie projektowym”.
Marzenia o rekordzie Guinnessa
Celem Rafała jest wpisanie się na listę rekordów Guinnessa z nowym projektem. Aby to osiągnąć, będzie potrzebował wsparcia sponsorów i jeszcze kilku lat pracy. „Buduję coś, czego jeszcze nikt na świecie w pojedynkę nie skonstruował. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, rekord Guinnessa stanie się realny” – wyjawia z nadzieją.
Dla Rafała Wiśniewskiego pasja do elektroniki to nie tylko sposób na osiąganie rekordów, ale przede wszystkim źródło radości i satysfakcji. Jak sam podkreśla: „To nie jest kwestia pieniędzy, ale wewnętrznej satysfakcji z realizacji marzeń. Elektronika retro mnie fascynuje, bo dzięki niej można zobaczyć, jak wszystko działa”.
Historia Rafała to inspiracja dla każdego, kto chce realizować swoje pasje, mimo trudności i ograniczeń. Jak podsumowuje: „Pasja jest czymś bezcennym – czymś, czego nie można kupić za pieniądze”.
Karol Draśpa: Rekord Guinnessa i 51 godzin na parkiecie – opowieść o sile ducha i determinacji
W grudniowe dni 2018 roku hala OSiR Praga Południe w Warszawie stała się świadkiem niezwykłego wyczynu. Karol Draśpa i jego drużyna zapisali się na kartach historii, pobijając rekord Guinnessa w najdłuższym meczu futsalu. Mecz, który trwał 51 godzin, 3 minuty i 22 sekundy, był czymś więcej niż sportowym wyzwaniem – stał się symbolem solidarności i siły ludzkiego ducha.
Cel wyższy niż rekord
Rekord nie był celem samym w sobie. Wydarzenie zorganizowano, by wesprzeć Tomka Wichrowskiego, zmagającego się z nowotworem. – „Tomek był aktywny fizycznie, więc jego przyjaciele uznali, że sport może być idealnym sposobem, by pomóc” – wspomina Karol.
Zmagania zakończyły się imponującym wynikiem 1054:561 dla drużyny Team Płetwa. Ale jak przyznaje sam Karol, ten wynik to przede wszystkim dowód na siłę woli i determinację wszystkich zaangażowanych.
Największe wyzwanie? Pokonać siebie
Jak to możliwe, by wytrzymać 51 godzin na parkiecie? Karol nie ukrywa, że początki były trudne. – „Już po kilku godzinach miałem chwile zwątpienia. Myślałem: ‘Jak mam przetrwać 51 godzin, skoro po 6 ledwo się poruszam?’ Ale patrząc na innych, widziałem, że oni też walczą. To dawało siłę” – przyznaje.
Wsparcie kibiców było bezcenne. – „Dostawałem setki wiadomości od przyjaciół. Jak mógłbym się poddać, gdy tyle osób we mnie wierzyło?” – mówi.
Najtrudniejsza była końcówka pierwszej nocy. Wtedy największą rolę odegrała drużyna. – „Kiedy ktoś opadał z sił, inni przejmowali grę. To była wspólna walka” – wspomina.
130 kilometrów w nogach
Podczas meczu Karol przebiegł około 130-140 kilometrów, grając niemal bez przerwy. Czy tak intensywny wysiłek zostawia ślad? – „Po meczu czułem się jak wrak. Mój organizm potrzebował miesiąca, by dojść do siebie” – mówi.
Przygotowania również nie były łatwe. Zaledwie kilka tygodni przed wydarzeniem Karol zmagał się z kontuzją kolana. – „Mentalnie byłem gotowy na 200%, ale fizycznie miałem obawy. Bałem się, że kolano nie wytrzyma. Dzięki pracy Piotra Zajączkowskiego udało mi się jednak przygotować na tyle dobrze, że przetrwałem” – opowiada. Karol nie szczędzi słów uznania dla specjalistów, którzy pomogli mu wrócić do formy. – „Warto ich wymienić jeszcze raz: Piotr Zajączkowski, Adrian Szerszmit i Dawid Derkowski – profesjonaliści w każdym calu. Mimo kontuzji powtarzali mi, że dam radę. Teraz myślę, że mieli więcej wiary niż ja! Przypomnę, że miałem zaledwie 2-4 tygodnie na przygotowania” – mówi z wdzięcznością.
Czas na refleksje i kolejne wyzwania
Co czuł, gdy wszystko się udało? – „Duma, radość, satysfakcja, a nawet niedowierzanie. Myślałem: ‘To już koniec? Moglibyśmy grać dalej!’” – śmieje się Karol.
Dziś Karol patrzy na to wydarzenie jako na lekcję życia. – „Zrozumiałem, że mentalność jest ważniejsza niż przygotowanie fizyczne. To podejście sprawia, że człowiek może osiągnąć rzeczy, o które sam siebie nie podejrzewa” – mówi.
Lekcja dla wszystkich
Dla Karola Draśpy rekord Guinnessa to nie tylko sportowy sukces. – „Chciałbym, żeby to wydarzenie zapisało się w pamięci jako przykład wytrwałości i siły mentalnej. Bo każdy, kto walczy o swój cel, już jest zwycięzcą” – podkreśla.
Wydarzenie zorganizowane z myślą o pomocy Tomkowi Wichrowskiemu stało się czymś więcej niż rekordem. Było pokazem, że siła woli, solidarność i determinacja potrafią przekraczać granice – zarówno te fizyczne, jak i mentalne.
Napisz komentarz
Komentarze